sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 3

Hermiona siedziała na fotelu w pokoju życzeń i słuchała Malfoy'a opowiadającego o swojej ulubionej drużynie quidditcha. Brunetka stłumiła ziewnięcie i dopiła swoją herbatę. Odstawiła na stolik pusty kubek. 
-Mówię ci, Granger, szukający Armat jest naprawdę genialny. Żebyś ty widziała jak on na ostatnim meczu szybko złapał znicz, wszyscy byli zdumieni...
Dziewczyna splotła dłonie pod swoją brodę, opierała łokcie o kolana i patrzyła na blondyna, który dalej z pasją opowiadał o swoim ulubionym sporcie. Na jej ustach mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. 
To było ich już piąte spotkanie. Minęło 5 tygodni odkąd zawarli cichy rozejm. Od tamtego czasu Malfoy unikał jej jak tylko mógł na szkolnych korytarzach, więc widywała go w sumie jedynie na wieczornych obchodach po szkolnych korytarzach i oczywiście na lekcjach. Przez 5 tygodni ani razu nie usłyszała od niego słowa "szlama". 
 -Czyżbym przynudzał? 
Usłyszała zniecierpliwiony głos Ślizgona. Hermiona zamrugała i popatrzyła na niego siadając prosto. Nadal się uśmiechała, chociaż już nawet tego nie zauważyła. Jednak on owszem. I musiał przyznać, że w uśmiechu było jej do twarzy.
-Nie przynudzasz. -Powiedziała szybko nieco się rumieniąc. 
Draco pokręcił głową i westchnął przygładzając swoje jasne włosy. 
-Jesteś beznadziejnym kłamcą, Granger. A w ogóle to nie rozumiem jak możesz nie lubić quidditcha? 
Brunetka wzruszyła ramionami.
-Zostałam wychowana, że miotła jest do zamiatania, a nie do latania, Malfoy. Panicznie boję się, że zlecę. 
-Kiedyś cię zabiorę na przejażdżkę. -Obiecał z pewnością w głosie, a kiedy dziewczyna otworzyła usta chcąc zaprotestować uniósł władczo dłoń tym samym ją uciszając. -Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Pokażę ci, że latanie jest zajebistą sprawą. 
Zaśmiała się cicho patrząc na niego. Nie mogła uwierzyć jak tak szybko, w ciągu zaledwie kilku tygodni polubiła tą jego pewność siebie. Kiedyś okropnie ją to drażniło, ale wystarczyło zaledwie 5 spotkań, 5 kilkugodzinnych rozmów, żeby się do tego przyzwyczaiła. Chociaż nadal uwielbiała te ich słowne potyczki. 
-Dlaczego aż tak lubisz quidditch?- Zapytała bawiąc się swoimi włosami. 
Zauważyła, że patrzył na nią intensywnie. Spuściła spojrzenie na swoje kolana i przygryzła dolną wargę starając się nie rumienić. Co do niego czuła, to co zaczęło się przed wakacjami, zauroczenie nasilało się z każdą chwilą spędzoną w jego towarzystwie. Starała się nad tym panować. Nie miała prawa do tych uczuć, ale to było trudne. Szczególnie, kiedy tak na nią patrzył. 
W pokoju przez dłuższą panowała cisza.  Była to jednak miła cisza, a nie jedna z tych drażniących, zwiastujących burzę.
-Nie mam kontroli nad swoim życiem. -Zaczął mówić Malfoy, w jego głosie widniała gorycz ale i irytacja na swoją rodzinę. -Już w dniu moich narodzin rodzice podpisali magiczną umowę z rodziną Greengrass, że poślubię ich córkę w dniu 18 urodzin, żeby zachować czystość krwi. Nie mogę nie wywiązać się z tej umowy, inaczej zostanę przeklęty bezpłodnością i zaklęciem cruciatus, kilka razy w miesiącu, aż do mojej pieprzonej śmierci. -Podczas mówienia na jego twarzy pojawiał się coraz większy gniew. -Astoria jeszcze o tym nie wie, rodzice jej nie powiedzieli. Chcą bym zaczął się z nią umawiać, żeby to wyglądało bardziej, kurwa, naturalnie. Żeby była szczęśliwa. 
Skończył mówić i wstał, podszedł do barku znajdującego się przy oknie i nalał sobie do szklanki sporą porcję Ognistej Whisky. Wypił ją jednym haustem, w pokoju dało się wyczuć jego wściekłość i żal, prawie namacalne. 
Hermiona po tym wyznaniu poczuła przygnębienie, teraz naprawdę powinna przestać czuć do niego to co czuła. Byli tylko znajomymi, może już nie wrogami, ale na pewno nie będą czymś więcej. Musiał poślubić Astorię. 
-Jedynie latając mam nad czymś władzę, nad swoim życiem. Mógłbym spaść i rozbić się o ziemię, ale panuję nad miotłą. Jestem w tym świetny, bo to jedyna namiastka wolności jaką mam. 
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, chciała go jakoś pocieszyć... Kto by pomyślał, że ona, Hermiona Granger będzie współczuła Draco Malfoy'owi? 
-Rozumiem. -Kiwnęła głową i ponownie przygryzła dolną wargę. 
Jeszcze trochę i by ją przegryzła. Musiała w końcu się od tego odzwyczaić. Draco spojrzał w jej stronę i pokręcił głową.
-Nie, Granger. Nie rozumiesz. -Mruknął i wrócił na kanapę siadając na niej. 
-Zaczniesz się z nią umawiać? -Spytała po chwili niepewnie. 
Zerknął w jej kierunku i wzruszył ramionami. Jego stalowoniebieskie oczy lśniły goryczą pomieszaną ze złością. 
-Tak, pewnie tak. Niedługo są święta Bożego Narodzenia. Moja matka zaprosiła jej rodzinę do Malfoy Manor. Chciałaby, żeby do tego czasu Astoria została moją dziewczyną. 
Przesunął dłonią po swojej twarzy sfrustrowany. Hermiona nigdy wcześniej nie widziała tylu emocji na jego twarzy. Zawsze był taki opanowany i jedyne co pokazywał to złość albo pogardę. 
-Dobra, kończmy ten temat, Granger. -Oświadczył i spojrzał na nią już spokojniejszy.
-W porządku, Malfoy. -Kiwnęła głową i posłała mu lekki uśmiech, chociaż odczuwała smutek. 
Nie miała pojęcia jak pozbędzie się tego co do niego czuła. Mało tego, to coś było coraz silniejsze. 

                                                                           ***

Następnego dnia Ślizgoni i Gryfoni mieli razem eliksiry. Hermiona stała przy swoim kociołku starając się uwarzyć eliksir Słodkiego Snu. Uważnie mieszała obserwując zmieniający się kolor eliksiru. Nagle coś uderzyło ją w głowę. 
-Ałć! -Wymkneło jej i odsunęła się od kociołka rozglądając się po sali. 
Ujrzała po drugiej stronie sali jak Crabbe i Goyle uśmiechali się szyderczo. Snape wyszedł z sali do Flicha, który chciał coś mu powiedzieć. Ślizgoni wykorzystali tę sytuację i Goyle rzucił w nią ponownie korzeniem. 
Hermiona zmrużyła oczy, ale żaden z nich nie miał zamiaru przestać. Crabbe wziął miseczkę z jakims płynem. 
-Chodź, Malfoy. Zmienimy trochę szlamci kolor włosów. -Zażartował i ruszył pewnym krokiem w jej stronę. 
Draco nie poszedł za nim, ale też nie zamierzał interweniować. Nawet na nią nie spojrzał tylko wzruszył ramionami i dalej mieszał w swoim kociołku. Hermiona nie zdążyła wyciągnąć różdżki i już po chwili ciemna, śluzowata ciecz spływała z jej włosów. Zaczęły zmieniać kolor na zgniły niebieski i w dodatku brzydko pachniały. Harry stojący kilka ławek dalej spojrzał na Ślizgonów morderczym wzrokiem, ale ci nic sobie z tego nie robili. Chciał rzucić w nich zaklęcie, ale Snape wrócił do sali i spojrzał na Hermionę.
Harry odłożył pospiesznie różdżkę wiedząc, że jeśli profesor ją zobaczy odejmie jego domowi ze sto punktów.  
-Granger, co zrobiłaś ze swoimi włosami?  -Spytał Snape patrząc na jej loki. 
-To nie ja, to Crabbe i Goyle. 
-Nie prawda, profesorze! -Zawołał Goyle patrząc na Snape. 
Nauczyciel wzniósł oczy ku niebu. 
-Malfoy? Kto kłamie? -Spytał ze złośliwym błyskiem w oku. 
Malfoy w końcu zrobiłby wszystko byleby dokuczyć Hermionie. Snape o tym wiedział i chciał znaleźć powód by dać jej szlaban, albo odjąć punkty jej domowi. Draco nawet na nią nie spojrzał. Wiedziała, że musiał zachowywać się jak zawsze, ale miała nadzieję, że przynajmniej zacznie coś kręcić, jakoś pomoże. Marzenie ściętej głowy.
-Granger, profesorze. -Oświadczył pewnym siebie, chłodnym głosem. 
-Minus 30 punktów dla Gryffindoru za zajmowanie się fryzjerstwem na moich zajęciach. 
-Ale... -Zaczęła Hermiona czując jak wypełnia ją wściekłość. 
-Żadnego ale, Granger bo zaraz dostaniesz szlaban. Wracamy do zajęć. -Rozkazał Snape i zaczął chodzić po sali i sprawdzać wyniki warzenia eliksiru. 
Hermiona zazgrzytała zębami obiecując sobie, że w kolejny piątek da popalić Malfoyowi. Niech no tylko się pojawi. Nauczy go jak się kończy wrabianie najlepszej czarownicy w szkole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz