wtorek, 20 września 2016

ROZDZIAŁ 8

Unikali się aż do zakończenia szkoły. Oboje byli prefektami, więc zmuszeni byli rozmawiać ze sobą podczas spotkań prefektów, jednak tylko wtedy wymieniali między sobą chłodne, uprzejme zdania. Hermiona nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim co ich łączyło Draco nazwał ją Szlamą. Po raz kolejny. Jakby minione miesiące nie miały dla niego najmniejszego znaczenia. Zresztą, pewnie tak właśnie było. Był w końcu cholernym Malfoyem, a oni nigdy się nie zmieniali. Z tego co wiedziała ojciec Draco siedział w Azkabanie, a jego matka podupadła psychicznie na zdrowiu po tym wszystkim. Lucjusz Malfoy zakorzenił w swoim synu nienawiść do czarodziei nieczystej krwi. Do niej. Nic nie mogła z tym poradzić. Jednak z czasem zrozumiała, że tak było lepiej. Zranił ją i tym samym zraził ją do siebie. Dalej była w nim zakochana, ale nauczyła się to tłumić. Starała się ignorować tęsknotę i starać się zakopać wspomnienia głęboko w swojej podświadomości. Z każdym kolejnym dniem radziła sobie coraz lepiej, ale nigdy nie przestała czuć pustki w duszy. Miała nadzieję, że to co do niego czuła kiedyś zniknie. Rozpłynie się w powietrzu.


                                                               ***

Mijały miesiące. Malofy ożenił się z Astorią. Hermiona nie dostała zaproszenia na ślub ani wesele. Nie było jej przykro z tego powodu, i tak by nie pojechała. Tęskniła za nim każdego dnia. Kochała go, a jej głupie serce zaczynało bić szybciej, gdy tylko go widziała. Czuła ból za każdym razem gdy widziała go z Astorią. Greengrass wręcz promieniała ze szczęścia, chyba naprawdę zależało jej na Draco. Bądź na jego pieniądzach. Po tym jak Lucjusz wylądował w Azkabanie to on odziedziczył cały majątek Malfoyów i stał się piekielnie bogaty. Hermiona nic nie mogła poradzić na to, że czuła zazdrość. To palące uczucie powodowało jeszcze u niej dodatkowe wyrzuty sumienia, nie miała prawa do zazdrości. Była kochanką Draco. Zdradzał z nią Astorię i zazdrość to ostatnie na co powinna sobie pozwolić. Jednak to było silniejsze od niej.


                                                             ***

Po Owutemach zdecydowała się na karierę uzdrowiciela. Zszokowała tą wiadomością wszystkich, szczególnie czarodziei w Ministerstwie. Chcieli mieć ją w swoich szeregach o czym nie omieszkiwali jej mówić za każdym razem gdy tam jeździła, co starała się czynić jak najrzadziej. Polityka nie była dla niej. Nie umiała kłamać i zwodzić, a przecież głównie to robili politycy, nawet w świecie czarodziei. Z tego co wiedziała Malfoy zaczął pracę w Ministerstwie. Ostatni raz widziała go na uroczystym zakończeniu roku szkolnego i ukończeniu Hogwartu. Po rozdaniu dyplomów pojechała do Nory wraz z Weasleyami i Harrym na uroczysty obiad. Przez następne kilka lat co najwyżej czytała o nim w gazetach. Nie chciała więcej go widzieć. Tak było lepiej, dla niej i dla niego. Co nie znaczyło, że przestała za nim tęsknić i go kochać. Umiała jednak z tym żyć. Radziła sobie lepiej z tęsknotą niż wyrzutami sumienia. Dalej okłamywała samą siebie wmawiając sobie, że z czasem o nim zapomni.


Harry i Ron zostali Aurorami, Blaise rozpoczął pracę w Ministerstwie. Luna została redaktorem w Proroku Codziennym i jako jedna z niewielu pisała same fakty. Hermiona lubiła czytać jej artykuły, były ciekawe i interesujące. Ginny została ścigającą w drużynie Harpii z Holyhead.


Panna Granger została Uzdrowicielem, wbrew niemal wszystkim. Jej rodzice byli dentystami, lekarzami. Nigdy ich nie odszukała, chociaż wielokrotnie próbowała. Jednak wiedziała, że byliby z niej dumni. W końcu poszła ich śladem. Chciała pomagać ludziom, leczyć ich. To właśnie była jej prawdziwa natura. Jedynie jej przyjaciele w końcu zaakceptowali jej decyzję i wspierali ją w dążeniu do celu.

Po dwuletnim szkoleniu na Uzdrowiciela rozpoczęła pracę w Szpitalu Świętego Munga, wyprowadziła się z Nory jak tylko otrzymała swoją pierwszą pensję i wynajęła małe mieszkanie w Londynie, w dzielnicy mugolskiej. Tam miała spokój. Nikt jej nie zaczepiał na ulicy, nie była znana. W mugolskim Londynie była jedną z setek zwykłych młodych kobiet, a nie jedną ze Złotej Trójcy, która ocaliła czarodziejski świat przed Voldemortem. Była tylko zwykłą Hermioną Granger. Zwykłą Hermioną ze złamanym sercem i ponurą przeszłością.

***

Kolejny monotonny dzień w pracy.

Hermiona jednak lubiła tą rutynę, od trzech lat pracowała jako Uzdrowiciel w świętym Mungu. Często brała nadgodziny. Zdecydowanie wolała spędzać czas w pracy niż w pustym mieszkaniu. Harry i Ron pracowali w ciągu dnia, podobnie zresztą jak Luna, Ginny i reszta jej przyjaciół. Praca Uzdrowiciela była bardziej wymagająca. Często miewała dyżury nocami, a w ciągu dnia odsypiała zarwaną noc. Całkowicie poświęciła się swojej pracy i pomocy innym. Harry podejrzewał, że Miona stała się po prostu pracoholikiem, jednak nie miał odwagi wprost jej o tym powiedzieć. Nie miał pewności.

Był poniedziałkowy poranek, dochodziła godzina 5 i za oknem gabinetu Hermiony było nadal ciemno. Był listopad, dni były coraz krótsze i chłodniejsze. Hermiona siedziała przy swoim biurku i zajmowała się uzupełnianiem informacji o pacjentach. Nie znosiła papierologi. To był jeden z niewielu minusów jej pracy. I kolejny powód dla którego odrzuciła pracę w Ministerstwie. Nie mogła usiedzieć długo w jednym miejscu, po prostu. Była pełna energii, wolała działać niż tylko pisać i siedzieć na tyłku.

Za niecałą godzinę kończyła dyżur, a miała jeszcze sporo do uzupełnienia. Panna Granger z westchnieniem odsunęła za ucho niesforne włosy wpadające jej do oczu i wypiła łyk kawy. Ponownie umoczyła pióro w atramencie i już miała powrócić do pisania, kiedy nagle do jej gabinetu wpadła zdyszana pielęgniarka. Czarownica była blada, jej biały fartuch ociekał krwią. Siwe włosy były poczochrane, jakby z kimś walczyła. Hermiona instynktownie natychmiast poderwała się ze swojego krzesła i sięgnęła po różdżkę jakby spodziewając się nagle ataku Śmierciożerców. Rzecz jasna taki atak był mało możliwy, Harry i inni Aurorzy skutecznie odszukali i zamknęli w Azkabanie zdecydowaną ich większość. Ci nieliczni ukrywali się aby uniknąć sądu i dożywocia w więzieniu, w którym więźniowie z czasem tracili zmysły i z którego nie było ucieczki.

-Panno Granger, właśnie przywieźli pacjentkę. Została otruta, tak uważa jej mąż. Wymiotuje krwią i atakuje wszystkich wokół siebie. Pozbawiliśmy ją przytomności ale wątpię aby na długo. Podejrzewamy że ma to coś wspólnego z czarnoksięstwem. -Mówiła pospiesznie spanikowana pani Woods. -Albo nawet opętaniem.

Hermionę nic już nie dziwiło. Podczas trzech lat pracy w Mungu miała naprawdę przedziwne przypadki chorób czy zatruć. Jak chociażby mężczyzna, któremu naprawdę zaczęło rosnąć drzewo w żołądku po tym jak zjadł przeklęte jabłko. Albo kobieta, której ręka zamieniła się w węża, który potem próbował ją udusić. Poza tym uczono ją podczas szkolenia, że czasami zatrucie mylone było z opętaniem. Objawy były podobne, chociaż oczywiście w ciele poszkodowanego nie było żadnego demona. Diagnoza niestety trochę trwała i do czasu jej zakończenia trzeba było pilnować pacjenta, żeby przypadkiem nie zrobił krzywdy sobie samemu i innym wokół siebie.

-Zaprowadź mnie do niej. -Nakazała była gryfonka i obie pognały pospiesznie na 4 piętro, na oddział pozaklęciowy.

Na korytarzu było pusto, pacjenci leżeli w swoich łózkach na oddziałach i dzięki wyciszonym ścianom pokoi nie słyszeli przeraźliwego wycia, które dobiegało z ostatniego pokoju, do którego kierowała się Hermiona i pani Woods.

-Nie! -Wyła kobieta, w każdym słowie pobrzmiewało echo agonii jaką odczuwała -Zabijcie mnieeeeeee! Błagam!

Hermiona skądś znała ten głos, jednak nie mogła sobie przypomnieć skąd. Obie kobiety przyspieszyły kroku. Jej żółto-zielona szata uzdrowiciela powiewała za nią gdy zaczęła biec i żałowała, że sięgała do jej kostek. Miała nadzieję, że się nie potknie.



-Już trafię, zawołał wsparcie! -Zawołała przez ramię Hermiona doskonale wiedząc, że jeśli to naprawdę było opętanie to sama nie dałaby sobie rady.

Demony wolały opętywać czarodziei, ponieważ wtedy same miały więcej mocy i mogły siać ogromne zniszczenia. Z jednej strony ciężko było opętać osobę mającą magiczne zdolności, ponieważ ta potrafiła się bronić. Jednak jeśli już to się udało to naprawdę z trudem przychodziło wypędzenia złego ducha z ciała ofiary. Magia czarodzieja była stabilną kotwicą trzymającą go w tym świecie. Ostatnim razem podczas egzorcyzmów potrzebnych było ośmiu Uzdrowicieli rzucających zaklęcia i dwóch księży. Pani Woods posłuchała Granger i zawróciła zawołać wsparcie, a Hermiona po chwili wpadła do białego pokoju, w którym znajdowało się łóżko. Leżała na nim ciemnowłosa, młoda kobieta. Miała na sobie poszarpaną koszulę nocną, całą we krwi, która spływała z jej uszu, nosa i z kącika ust. Krzyczała i wiła się na łóżku przytrzymywana przez troje Uzdrowicieli szepczących nad nią zaklęcia oraz przez wysokiego, jasnowłosego mężczyznę. Stał do niej plecami i trzymał nogi swojej żony. Hermiona go rozpoznała. Jej serce zaczęło bić szybciej, a ona poczuła jak jej dłonie zaczynają drżeć. Mocniej złapała różdżkę.

Draco.

Minęło pięć lat odkąd ostatni raz go widziała. Dwa lata jej nauki na Uzdrowiciela i trzy lata pracy. Pięć długich lat w czasie których nauczyła się nie myśleć o nim często. Kiedyś myślała, że to tylko zwykłe, nastoletnie zauroczenie. Jednak oszukiwała samą siebie. Po drugiej wojnie czarodziejów w której brała udział na zawsze straciła niewinność i dorosła zbyt szybko. Zakochała się w Draco prawdziwą, szczerą miłością. W tamtej chwili to uczucie uderzyło w nią niczym fala tsunami, po tym jak tyle czasu je tłumiła. Nagle zerwało się z psychicznych kajdan i zalało ją całą powodując, że odczuwała wszystko mocniej. Tęsknotę, ból i zazdrość. Przymknęła na chwilę oczy aby wziąć się w garść.

-Uzdrowicielko Granger! Pomóż nam! -Zawołał jeden z czarodziei, a wtedy Hermiona spojrzała na twarz kobiety rzucającej się na łóżku.

Astoria Greengrass. Nie, poprawiła się w myślach. Astoria Malfoy.

Jej wycie się nasiliło, zaczęła płakać krwawymi łzami. Draco zesztywniał jak tylko usłyszał jej nazwisko wypowiedziane z ust Uzdrowiciela, ale się nie odwrócił. Hermiona podeszła do łóżka z wyciągniętą różdżką i zaczęła szeptać zaklęcia uspokajające i przytrzymujące ciało kobiety w miejscu.

2 komentarze:

  1. Smutny rozdział. Naprawdę miałm nadzieję, że Drco zerwie zaręczyny no, ale nadzieja matką głupich. Niech Astoria umrze naprawdę o to proszę. Harry nie wie dlaczego Hermiona stała się pracoholiczką? Kapnij się w końcu Potter. Czekam na konfrontację Dracona i Hermiony.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Twoje zgłoszenie zostało rozpatrzone pozytywnie.
    Pozdrawiam, BellatriX :)

    stowarzyszenie-harryegopoterra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń