piątek, 28 października 2016

ROZDZIAŁ 11

Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że każdy czytelnik zostawi po sobie ślad w postaci komentarza, to bardzo motywuje do pisania :D

Miłego czytania!

_______________________________


Hermiona dostała list od Malfoya, tak jak obiecał wysłał jej sowę. Pogrzeb miał odbyć się za kilka dni, w niedzielę. Panna Granger miała więc wystarczająco dużo czasu, żeby poprosić swojego przełożonego w szpitalu, żeby mieć wolną tę konkretną niedzielę. Jej szef był w szoku. Hermiona nigdy nie prosiła o wolne odkąd zaczęła pracować w świętym Mungu. Brała zawsze dyżury w weekendy i święta, żeby czarodzieje z rodzinami mogli spędzić z nimi czas. Ona była zdania, że skoro mieszkała sama i nie miała rodziny to mogła wtedy być w pracy. Zawsze mówiła, że jest jej obojętne kiedy ma wolne. Często nawet wtedy, kiedy teoretycznie miała wolne i tak przychodziła na kilka godzin do szpitala pomóc na izbie przyjęć.

Jej szef, starszy czarodziej z siwą, długą brodą do ramion pokiwał głową, jak tylko wyszedł z szoku. Postacie z obrazów wiszących w jego gabinecie także patrzyły na byłą Gryfonkę z niedowierzającymi minami.

-Oczywiście, Uzdrowicielko Granger. Dostanie pani wolną niedzielę. I poniedziałek. Dawno nie miała pani wolnego dnia, powinna pani odpocząć. -Wydukał w końcu Uzdrowiciel Blackwood.


Hermiona pokręciła przecząco głową. Nie chciała robić sobie wolnego poniedziałku. Kochała swoją pracę i to ona dawała jej radość. Oczywiście nie wtedy, kiedy traciła pacjenta. Poza tym gdyby miała wolne musiałaby spotkać się wtedy z Ginny i Blaisem. Zabini oświadczył się jej i panna Weasley wraz z przyjaciółkami, w tym Luną, zabrały się za przygotowanie ślubu i wesela. Ostatnie na co Hermiona miała ochotę to plotkowanie na temat facetów i ślubu.


-Nie potrzebuję wolnego poniedziałku. -Zapewniła Hermiona i posłała swojemu szefowi blady uśmiech. -Tylko niedzielę. To mi wystarczy.

Uzdrowiciel Blackwood zmarszczył czoło i przyjrzał się uważnie swojej pracownicy znad okrągłych okularów.


-W takim razie daję pani wolne trzy dni, niedzielę, poniedziałek i wtorek. Zdecydowanie za dużo pani pracuje, Uzdrowicielko Granger. Zaczynam się o panią martwić. Nie chcę widzieć pani w szpitalu aż do środy.


Hermiona zacisnęła dłonie w pięści, już miała zamiar się wykłócać ale wtedy jej szef uniósł dłoń i przerwał jej tyradę, zanim się w ogóle zaczęła.

-Nie, panno Granger. -Powiedział stanowczo. -A teraz żegnam i do zobaczenia w środę. Liczę na to, że w końcu pani odpocznie.


Hermiona pokiwała sztywno głową i wyszła z gabinetu swojego przełożonego, a potem opuściła szpital. Wyszła z niego ze znacznie gorszym humorze, niż kiedy do niego przyszła.

Przeszło jej prze zmyśl, że tylko ona może być tak zdenerwowana i wkurzona dodatkowymi wolnymi dniami. Była stuknięta. Z tą myślą teleportowała się do swojego mieszkania.



***



-Tato! Wujek Blaise przyjechał! Z ciocią Ginny! -Zawołał mały Scorpius i pobiegł w kierunku gabinetu swojego ojca, po drodze ledwo minął skrzatkę niosącą czystą pościel do sypialni małego panicza.


Draco usłyszał krzyk swojego syna, a zaraz potem zobaczył go, kiedy ten wpadł do jego gabinetu jak burza.

Był idealną kopią jego. Nic nie miał po Astorii, a przynajmniej nic z cech fizycznych. Czteroletni Scorpius miał takie same jasne włosy i szare oczy, przypominające niebo bądź stal, w zależności od nastroju. Jednak na twarzy małego Malfoya gości szeroki uśmiech, a jego ojciec naprawdę rzadko kiedy się uśmiechał. Chłopiec jeszcze nie wiedział, że jego matka zmarła. Draco wmówił mu, że Astoria wyjechała na długie wakacje. Mały uwierzył. Bo dlaczego miałby nie wierzyć swojemu ojcu, który nigdy, jak dotąd, go nie okłamał? Draco zwyczajnie nie miał cholernego pojęcia jak powiedzieć swojemu czteroletniemu synowi, że już nigdy nie zobaczy swojej mamy. Owszem, on i Astoria nie byli szczęśliwi w małżeństwie, ale syna kochali oboje.

-Scor, ile razy ci mówiłem, że powinieneś pukać? -Zapytał Draco patrząc karcąco na swojego syna stojącego w progu jego gabinetu.


-Ups... Zapomniałem. - Odpowiedział Scorpius z rozbrajającym, przepraszającym uśmiechem, który zaraz stał się szerzy. -Ale tato, przyjechał wujek Blaise z ciocią Ginny.

Draco uśmiechnął się nieznacznie, przy swoim synu szybko łagodniał. Nie potrafił utrzymywać tego muru, którym otaczał się na co dzień, w pracy i poza domem.


-Wiem. Usłyszałem jak krzyczałeś biegnąc do mnie.

Sekundę potem do gabinetu Malfoya wszedł Blaise z Ginny. Zabini obejmował w pasie swoją rudowłosą narzeczoną. Ginny i Draco nadal za sobą nie przepadali jakoś szczególnie, on ją wkurzał swoją arogancją, a ona go irytowała swoim zachowaniem, jednak ze względu na Blaise'go zakopali topór wojenny jeszcze w czasach szkolnych. Na dobrą sprawę teraz także ze względy na Scorpiusa. Uwielbiał Blaise'a i Ginny. Jego przyjaciele zostali wcześniej poinformowani o nie wspominaniu nawet słowem na Astorii. Oboje obiecali milczeć na ten temat, chociaż nie podobał im się pomysł okłamywania Scorpiusa. Byli zdania, że był inteligentnym chłopcem i z czasem sam zorientuje się, że jego mama nie wróci. Wtedy cały smutek, gorycz i żal przeleje na swojego ojca, który mu o tym nie powiedział. Powiedzieli o tym Draco kilka dni temu, kiedy teleportował się do nich tuż po wyjściu ze szpitala, chwilę później jak Astoria zmarła, jednak ten uparcie odmawiał wyznania synowi prawdy.

-Cześć, Smoku. -Przywitał się wesoło Blaise, a potem złapał na ręce Scorpiusa. -Jak się masz, szkrabie?


-Cudownie, wujku! -Zawołał entuzjastycznie malec. -Masz coś dla mnie? Masz, prawda? Wujku?

-Witaj, Ginny....-Draco kiwnął głową w kierunku rudowłosej kobiety, a potem w kierunku swojego przyjaciela. - Cześć, Diable.


-Witaj, Draco. -Przywitała się z nim Ginny, a potem posłała ciepły, nieco smutnawy uśmiech Scorpiusowi.

Blaise niemal zawsze coś przynosił młodemu Malfoyowi, a to jakąś zabawkę czy słodycze. Drobne upominki. Zabini rozpieścił swojego chrześniaka, a Draco nie miał nic przeciwko. On sam nie miał szczęśliwego dzieciństwa, starał się zapewnić swojemu synowi wszystko, Astoria była tego samego zdania. Teraz, kiedy jej zabrakło, tym bardziej nie miał zamiaru zabraniać Zabiniemu dawać prezentów jego synowi. Jednak nazwisko Malfoy do czegoś zobowiązywało, na litość Boską. Dopominanie się o upominki było czymś, do czego żaden Malfoy nie mógł się zniżać. Musiał tego oduczyć swojego syna, najlepiej jak najszybciej.


-Scorpius....-Mruknął Draco patrząc na swojego syna. -Na ten temat też coś ci mówiłem.


Draco wiedział, że mały nie ignoruje jego poleceń. Zwyczajnie był zbyt roztrzepany i zapominalski, żeby pamiętać o wszystkich zasadach panujących w rodzinie Malfoy'ów. Mały Scorpius spojrzał na swojego ojca, jego szare oczy zalśniły, kiedy dotarło do niego, że nie powinien być taki roszczeniowy.

-Przepraszam, wujku. -Wymamrotał zakłopotany Scorpius.


Blaise zaśmiał się cicho i wziął chrześniaka na ręce.

-Mam dla ciebie prezent. -Powiedział Blaise, a na buzi małego Malfoya zagościł promienny uśmiech. -Ale ma go ciocia Ginny i da ci go jak pokażesz jej swój posprzątany pokój.


Postawił Scorpiusa na podłodze.

-Chodź, zobaczymy, czy zasłużyłeś na prezent. - Powiedziała miękko Ginny i wyciągnęła do niego rękę z lekkim uśmiechem.


Scorpius od razu złapał dłoń swojej cioci i zaczął ją ciągnąć w stroję swojego pokoju.


-Zobaczysz, zasłużyłem! Dzisiaj cały dzień układałem swoje zabawki! -Mówił chłopiec, a jego głos cichł, kiedy oddalał się korytarzem do swojego pokoju.

Blaise zamknął drzwi od gabinetu, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Spojrzał na swojego przyjaciela z troską.

-Nie będę pytał jak się czujesz, bo widzę. Kiepsko. A jak sobie radzisz?

Draco słysząc to pytanie zacisnął szczękę i podszedł do swojego barku, wyjął z niego dwie szklanki i nalał do obu porcję ognistej whisky. Na trzeźwo nie zniósłby tej rozmowy. Podał jedną szklankę Zabiniemu, a sam wypił spory łyk.


-Beznadziejnie, kurwa. -Mruknął w końcu. - Nie umiem powiedzieć Scorpiusowi, że jego matka nie żyje. Jakby tego było Astoria umarła w Mungu, kiedy Granger była na dyżurze.

Blaise otworzył szeroko oczy i zamarł patrząc na Malfoya. Doskonale pamiętał, że kiedyś mieli romans, który Hermiona bardzo przeżywała. Blaise jednak dotrzymał danego jej słowa i nigdy nie powiedział Malfoyowi, że widział jak Hermiona płakała z jego powodu.


-Widziałeś ją? -Zapytał ostrożnie Blaise nie mając pewności.

W końcu to, że Granger była Uzdrowicielem nie było tajemnicą. Cały magiczny świat o tym trąbił, że jedna z Wielkiej Trójcy nie miała zamiaru zajmować się polityką. Ludzie wierzyli, że kiedyś zostanie Ministrem Magii albo przynajmniej będzie pracować w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. A ona zdecydowała się na karierę Uzdrowiciela.

Draco spojrzał na niego ponuro, jak tylko usłyszał to pytanie. Jego zdaniem durne i zbyteczne. Czy wspominałby o tym, gdyby jej nie widział?


-Tak. Widziałem ją. Więcej.... rozmawiałem z nią. To ona powiedziała mi o śmierci Astorii. Ona zajmowała się nią, kiedy umierała. I wiesz co jest w tym wszystkim najbardziej popieprzone, Zabini? -Mówił gorzko Malfoy. - Miałem gdzieś, że Astoria umierała za drzwiami. Jak tylko zostałem sam na sam z Granger, na korytarzu, miałem ochotę rzucić się na nią. Chryste, nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak ciężko mi było nad sobą panować. Tak cholernie pragnąłem ją zwyczajnie przytulić, po prostu ją objąć po tych pięciu, pieprzonych latach bez niej. I te jej cholerne "panie Malfoy"...Nienawidzę jak się tak do mnie zwraca. Już wolałem zwykłe "Malfoy".


Zabini nic nie mówił, tylko słuchał. Po pierwsze, nie wiedział co miałby odpowiedzieć. Nic nie było odpowiednie. A po drugie wiedział, że Draco tylko jemu powiedział o Hermionie i tylko on wiedział o ich romansie, głównie dlatego, że sam się tego domyślił. Nawet Ginny nie wiedziała. Dlatego Draco tylko jemu mógł się wygadać. Jego ramiona uginały się od ciężaru po śmierci żony, od tęsknoty za Granger i zwyczajnie za tym, że miał takie popieprzone życie.

Dolał Draco więcej whisky i słuchał jak jego przyjaciel wyrzucał z siebie wszystko to, co go męczyło. W tym czasie Ginny zajmowała się małym Scorpiusem zastępując mu na chwilę matkę, kiedy bawiła się z nim jego nową magiczną hulajnogą, a potem kiedy czytała mu bajkę na dobranoc. Ginny przyszła z Blaisem do rezydencji Malfoy'ów właśnie w tym celu.

2 komentarze:

  1. Czemu do tej pory tu jeszcze nie byłam? Nie mam bladego pojęcia. Zwlaszcza że choć to jedenasty rozdział widzę iż opowiadanie rozkręca się bardzo powoli chociaż już sporo się dzieje.
    Bardzo lubię parę Ginny&Blaise. Jakoś uważam, że Ginn o wiele bardziej pasuje do niego niż do Harry'ego. Nie wiem czemu. Sam Harry nie pasuje mi do żadnej dziewczyny, ale to już inna historia.
    Po za tym bardzo mi się podobają relacje postaci. Draco i Blaise to prawdziwi przyjaciele.
    Widać, że jeden może liczyć na drugiego i to jest właśnie piękne. Taka przyjaźń rzadko kiedy się zdarza a ty wspaniale ją ujęłaś.
    również bardzo ciekawie obrazujesz emocje bohaterów. Tu zwłaszcza Dracona jak i również Hermiony co kształtuje pewien ciekawy obraz. Wyobraziłam sobie również słodki obraz Ginny z małym Scorpiusem xp.
    Jeśli powiadomisz o nowym rozdziale z pewnościa wpadnę po raz kolejny! Zamierzam też poczytać poprzednie rozdziały i odpowiednio skomentować, więc spodziewaj się moich słów!
    Pozdrawiam serdecznie!

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział jakoś tak poczułam jego smutną atmoswerę i mam jeszcze większego doła niż wcześniej. Naprawdę uwielbiam relację Draco i Blaise'a jest w tej przyjaźni coś niepowtarzalnego. Biedny Scorpius w tym chłopcu można zakochać się od pierwszego wejrzenia pewnie dlatego nie do końca chciałam tego aby Astoria umarła, ale mimo wszystko dobrze jej tak. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń