sobota, 22 października 2016

ROZDZIAŁ 10

Hermiona stała na korytarzu i czekała aż Draco wróci z kontraktem. Mijały minuty, on nie wracał. Zacisnęła zaniepokojona dłonie w pięści i zaczęła chodzić w kółko po korytarzu. Już miała zamiar wrócić do sali, żeby pomóc z Astorią, kiedy nagle ujrzała jak zza rogu wychodzi blady Malfoy. Trzymał w dłoni zwój pergaminu.
Bez słowa podał go Hermionie, a sam usiadł obok i schował twarz w dłoniach, jakby nagle miał na ramionach zbyt ciężki do dźwigania ciężar. Hermiona była w szoku, kiedy patrzyła na Malfoya. On NIGDY nie pokazywał słabości, a w tamtej chwili tak po prostu siedział zrezygnowany, jakby załamany. Musiał kochać Astorię. Hermiona przez krótką chwilę poczuła palący ogień zazdrości płynący przez jej żyły oraz myśl, że dobrze jej tak, Astorii. Niech umiera w męczarniach, bo zabrała Granger mężczyznę, którego kochała. Jednak ta myśl zniknęła szybciej niż się pojawiła, a ona poczuła wyrzuty sumienia. Malfoy miał związane ręce, po prostu.

Hermiona rozwinęła pergamin i zaczęła czytać. Dotarła do wzmianki i zdradzie, dopisanej małym druczkiem, na samym końcu kontraktu i także zbladła. Tekst napisany był prawniczym językiem, dość skomplikowanym, z użyciem archaicznych słów ale ina nie miała najmniejszego problemu ze zrozumieniem go.

-Zdradziła cię....-Urwała rozumiejąc, że nie może się tak do niego zwracać. - Przepraszam, zdradziła pana. -Powiedziała drżącym głosem.

Astoria sama sprowadziła na siebie klątwę. Aktywowała się, kiedy niewierna żona zaszła w ciążę. Dopóki Astoria nie była w ciąży mogła miewać kochanków, ale żeby zachować czystość krwi nie mogła mieć dziecka z nikim innym niż Draco Malfoy. Gdyby Draco ją zdradził, on także by cierpiał i umarł, a kobieta nosząca jego dziecko poroniłaby.

Draco zdawał się nie zwrócić uwagi na fakt, że Hermiona przez pomyłkę zwróciła się do niego na "Ty".

-Ona umrze. -Powiedział cichym głosem nie patrząc na Hermionę. -Umrze, prawda? Nie jesteście w stanie jej pomóc. Nie z tym.

Hermiona potarła dłonią swoje czoło. Była zmęczona po całonocnym dyżurze, ale nie zamierzała iść do domu dopóki nie zrobi co w jej mocy, żeby pomóc pani Malfoy. Szane rzeczywiście były prawie zerowe. Ta klątwa była jedną ze starych klątw, to była czarna magia.

-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, że pomóc pańskiej żonie. -Powiedziała Hermiona z mocą w głosie. -Obiecuję, panie Malfoy.

Powiedziawszy tu oddała mu pergamin i wróciła na salę. Astoria wiła się z bólu na łóżku, krew płynęła z jej oczu, nosa, uszu, nawet z ust. Topiła się własną krwią. Max zaklęciami udrażniał jej drogi oddechowe, a księża stojący obok łóżka modlili się.
Nadal myśleli, że to opętanie. Gdyby tak było, byłoby znacznie prościej. Mimo wszystko. Hermiona wyprostowała się i wyciągnęła przed siebie różdżkę. Nie miała zamiaru się poddać.

-To klątwa! -Powiedziała głośno Hermiona, a oczy wszystkich Uzdrowicieli skierowały się na nią. - Ma za zadanie zabić dziecko w niej i sprawić, żeby Astoria się wykrwawiła. Czarna magia.

-Cholera. -Zaklął cicho pod nosem Max. - Są jakieś przeciwzaklęcia?

Hermiona pokręciła przecząco głową i zaczęła szeptać zaklęcie hamujące krwawienie. Działało tylko przez kilka sekund, ale wystarczająco, żeby mogła odpowiedzieć na pytanie kolegi.

Starała się traktować panią Malfoy jak zwykłą pacjentkę, nie angażować się w to emocjonalnie. Zapomnieć o jej mężu czekającym na zewnątrz. To wszystko przychodziło jej z wielkim trudem.

-Nic nie ma, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. To stara klątwa. -Wyznała. -Moglibyśmy poszukać w księgach, ale nie ma na to czasu. Liczą się minuty, już nawet nie godziny. Atak trwa zbyt długo.

Max kiwnął głową w zrozumieniu i także zaczął mówić zaklęcia, podobnie jak reszta Uzdrowicieli. Księża dalej się modlili, chociaż nie miało to większego sensu. Astoria darła się, płakała i wyła z bólu, a ona nic nie mogła na to poradzić. Walczyli o jej życie jeszcze dwadzieścia minut, zanim nagle jej ciało znieruchomiało. Potem kobieta otworzyła oczy po raz ostatni, krwawa łza spłynęła po jej policzku, spojrzała na Hermionę, prosto w jej oczy i zmarła wydając ostatni oddech. Hermiona wiedziała, że to jej ostatnie spojrzenie, pełne cierpienia, bólu i smutku będzie ją prześladowało w koszmarach. Astoria wiedziała. Wiedziała, że Hermiona kochała Draco. Panna Granger nie wiedziała jak i skąd, ale wiedziała. To wszystko było widać w jej oczach, oskarżała ją o coś, czego Hermiona nie rozumiała.

-Czas zgonu 6:02. -Powiedziała cicho panna Granger, magiczne pióro wyfrunęło z jej kieszeni i zanotowało informację na kartce wiszącej na łóżku zmarłej Astorii Malfoy.

-Hermiona....-Zaczął Max, kiedy spojrzał na koleżankę.

-Nic mi nie jest. -Przerwała mu ponuro.

Granger zawsze przeżywała każdego pacjenta, którego straciła. Każdego. Nawet Astorię. To był największy z minusów jej pracy. Nie zawsze udało jej się uratować pacjenta, nie każdemu mogła pomóc. Ta bezradność ją dobijała.

-Nic nie mogliśmy zrobić. Nie mogliśmy jej ocalić. -Powiedział stanowczym głosem Rick, inny Uzdrowiciel.

Hermiona sztywno kiwnęła głową i wyszła z sali. Draco poderwał się krzesła i spojrzał na nią. Wziął się już w garść. Znowu był tym chłodnym eleganckim arystokratą. Na jego twarzy nie było widać cienia bólu. Miała wrażenie jakby wcześniej tylko sobie wyobraziła siedzącego, załamanego Draco.

-Panie Malfoy, pańska żona zmarła o 6:02. -Powiedziała cichym, rzeczowym tonem, bez emocji w głosie.

Malfoy nadal na nią patrzył, a raczej na jej szatę. Hermiona pochyliła głowę i spojrzała na siebie. Była cała we krwi. Dopiero teraz zwróciła na to uwagę.

-Proszę mi wybaczyć, muszę się przebrać. -Dodała ciszej i miała zamiar się oddalić, ale Malfoy stanął jej na drodze nie odrywając od niej spojrzenia.

-Nie kochałem jej. -Wyznał nagle, bez żadnego powodu, a to wyznanie sprawiło, że Hermiona zastygła w bezruchu. -Może to właśnie przez to nie daliście rady jej pomóc, nie wiem. Podobno miłość jest silniejsza od każdego rodzaju magii, a ja jej nie kochałem. Chciałem, żeby przeżyła, ponieważ mamy syna. Nie wiem jak sobie teraz poradzę sam ze Scorpiusem.

Draco miał rację. Miłość była silniejsza od magii. Gdyby tylko ją kochał, Hermionę, to może nawet ich związek przetrwałby próbę i klątwa nie spadłaby na niego. Jednak żądne z nich nie wiedziało, co czuło to drugie. Żadne z nich nie wyznało swoich uczuć i historia potoczyła się inaczej. Oboje byli samotni, chociaż otoczeni ludźmi.

-Może ma pan rację, czasami rzeczywiście miłość jest silniejsza od zaklęcia, aczkolwiek nie zostało to naukowo udowodnione. -Powiedziała Hermiona cytując fragment z jej podręcznika medycznego.

Malfoy uśmiechnął się ponuro.

-Potter przeżył. Jest największym dowodem. -Stwierdził cynicznie, z kpiącym, sztucznym uśmiechem.

Stary Draco wrócił. Z jednej strony cieszyło ją to, ponieważ rzeczywiście nie czuł nic głębszego do Astorii, a z drugiej niepokoiło. Bała się, że może zrobić coś głupiego, żeby odreagować stres związany z tym, że został samotnym ojcem.

-To prawda, panie Malfoy, ale czarodzieje w radzie Uzdrowicieli nie uznają tego. Brak świadków.

Sama czasami nie pojmowała logiki uczonych, ale cóż, nauka była ścisła, szczególnie medycyna.

-Przyjdzie pani na pogrzeb, Uzdrowicielko Granger? -Zapytał uprzejmym tonem.

Pokręciła przecząco głową.

-Raczej nie, ale dziękuję za zaproszenie.

-W takim razie czy mogłaby pani zająć się moim synem w czasie pogrzebu? Jego niania chciałaby zapewne pojawić się na uroczystości, była przyjaciółką Astorii z czasów szkolnych. Nie chciałbym, żeby Scorpius był na pogrzebie. To mogłoby być dla niego traumatyczne wydarzenie.

Hermiona zmarszczyła brwi. Zdziwiła ją ta prośba. Jednak nie mogła odmówić. Dopiero co zmarła mu żona, może jej nie kochał, ale pewnie był w jakiś sposób z nią związany. Poza tym Malfoy nigdy jej o nic nie prosił. Jak mogłaby mu teraz odmówić? I to w takiej chwili?

Z sali za nimi zaczęli wychodzić Uzdrowiciele, a przed nimi lewitowało zmarłe ciało pani Malfoy zakryte białym prześcieradłem. Transportowali je do kostnicy. Za Uzdrowicielami szli księża z ponurymi minami.

Hermiona uniosła głowę i spojrzała ponownie na Draco.

-Dobrze, panie Malfoy. Przyjdę zająć się pańskim synem.

-Wyślę pani sową datę pogrzebu.

-W porządku. A teraz niech mi pan wybaczy, ale naprawdę się spieszę. -Rzekła i odwróciła się na pięcie idąc do swojego gabinetu.

Była wykończona psychicznie po śmierci pacjentki, zmęczona po całym dyżurze i po szoku jaki przeżyła spotykając Draco po tylu latach. Naprawdę potrzebowała odpoczynku, gorącego prysznica i łóżka. Zdecydowanie.

Przebrała się, a potem wyszła ze szpitala i teleportowała się do swojego mieszkania.

2 komentarze:

  1. Nikomu nie życzę śmierci ale... Fajnie że nie żyje! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 22 year-old Environmental Specialist Abdul Shadfourth, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Basketball. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Bentley 4 Litre "The Green Hornet". sprawdz ta strone internetowa

    OdpowiedzUsuń