niedziela, 24 lipca 2016

ROZDZIAŁ 6

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Mam nadzieję, że każdy zostawi po sobie kilka słów. Miłego czytania! :D


___________________



Minęły dwa tygodnie. Hermiona miała więc za sobą dwa spotkania z Malfoyem… Po każdym z nim strasznie się męczyła. Przywiązywała się do niego coraz bardziej i nawet te wyzwiska pod jej adresem jakie słyszała codziennie nie pomagały jej się przed tym uchronić. Nie bolały już tak bardzo, bo zwyczajnie znała prawdę. Wiedziała, że to była już tylko gra. Draco w każdy piątek z nawiązką wynagradzał jej każdą obelgę, każdą "szlamę" wypowiedzianą z jego ust. Jednak bolało ją zupełnie co innego… Patrzenie na niego na korytarzu gdy całował Astorię, albo chociażby trzymał ją za rękę. Bolało, ponieważ ona miała wszystko to czego Hermiona nigdy mieć nie będzie.

W dzień balu Bożonarodzeniowego, w sobotę rano obudziła się w złym humorze. Po raz kolejny miała koszmar, jeden z tych strasznych. Śniła jej się zeszłoroczna Bitwa o Hogwart. Widok martwych ciał na Błoniach… Dom Malfoyów i Bellatrix. Blizna na przedramieniu zaczęła piec, gdy tylko przypomniała sobie moment w którym czarownica wypalała napis na jej skórze. Śmiech Voldemorta gdy walczył z Harry, który mimo wszystko ostatecznie go pokonał ale za jaką cenę… Zginęło tylu ludzi jej bliskich. Do tej pory nie odnalazła swoich rodziców. A co jeśli niedobitki Śmierciożerców ich dopadli?

Usiadła na łóżku zlana zimnym potem. Oddychała szybko i ciężko z trudem łapiąc oddech, jej serce szaleńczo biło w jej piersi. To był tylko sen…. Czarnego Pana już nie ma. Jej rodzice gdzieś tam są, na pewno bezpieczni… Mówiła sama do siebie w myślach chcąc się uspokoić.

Przesunęła drżącą dłonią po swoich lokach i wstała z łóżka. Dochodziła dopiero 6 ale nie było szans aby ponownie zasnęła. Postanowiła wiec wziąć długą, uspokajającą kąpiel.



***



Nadszedł wieczór. Ginny koniecznie uparła się aby pomóc Hermionie się przyszykować, chociaż ta i tak sama szła na bal. Owszem byli chętni aby jej towarzyszyć, nawet sporo ale zwyczajnie nie miała ochoty na towarzystwo tego wieczoru. Wolała przyjść sama, trochę się pokręcić, że niby dobrze się bawi, starać się nie patrzeć na Draco w towarzystwie Astori i wrócić do dormitorium. Planowała więc spędzić na balu jakieś pół godziny, na pewno nie więcej. Dlatego też nie czuła powodu aby się szykować. Z trudem więc znosiła starania Ginny aby upiąć jej długie niesforne loki w eleganckiego koka.

-Na Merlina, Hermiono, ale masz uparte włosy! –Zawołała sfutrowana rudowłosa i po raz kolejny potraktowała czuprynę panny Granger zaklęciem powodującym trwałość fryzury. Jednak i tak po raz kolejny kilka loków wymknęło się z upięcia i opadło na policzek brunetki. Hermiona odsunęła je pospiesznie za ucho widząc jak w oczach Ginny lśni zrezygnowanie. Układała jej włosy już od ponad czterdziestu minut.

-Nie przejmuj się. –Pocieszyła ją Hermiona. –Naprawdę dziękuję. Dzięki tobie wyglądam nawet ładnie.

Zdecydowane niedopowiedzenie. Panna Granger wyglądała naprawdę pięknie w eleganckiej sukni w stonowanym odcieniu czerwieni. Suknia była długa, bo aż do kostek ale za to doskonale opinała jej ciało podkreślając jej kształty. Koronkowe rękawy sięgały nadgarstków. Suknia miała także spory dekolt. Hermiona nie ubrała jej z własnej woli, ale z powodu namowy przyjaciółki, która także wyglądała olśniewająco. Ginny ubrała zieloną sukienkę za kolana, bez ramion. Rude włosy miała zaplecione w misternego warkocza. I mimo, że fryzura rudej była bardziej pracochłonna to zajęła zdecydowanie mniej czasu niż ta Hermiony.

-Uh… No dobra. –Westchnęła Ginny i odłożyła na bok swoją różdżkę. –Niech ci będzie.

W końcu poszły do Wielkiej Sali. Blaise stał już pod ścianą przy wejściu w oczekiwaniu na swoją dziewczynę, gdy tylko ją ujrzał otworzył nieco szerzej oczy, a jego twarz ozdobił ogromny uśmiech.

-Ślicznie wyglądasz, wiewiórko. –Pochwalił nie zważając jak jego ukochana zmrużyła groźnie oczy na to określenie.

Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie rozbawiona i minęła ich aby wejść do Wielkiej Sali. Wielkie pomieszczenie było przystrojone w unoszące się w powietrzu sztuczne płatki śniegu. Spojrzała z ciekawością na sufit i aż westchnęła z zachwytu widząc gwiaździste niebo i wielki księżyc w pełni. Pod ścianami znajdował się szwedzki stół z przeróżnymi pysznościami, sokiem dyniowym i pończem. Na podeście niedaleko znajdowała się zespół muzyczny grający na razie walca, ale niedługo miało się to zmienić. Jak zawsze.

Do dali wchodziło coraz więcej uczniów, zrobiło się gwarno. Co chwila dochodził do niej czyjś śmiech, plotki i wesołe rozmowy. Nie wiedziała dlaczego ale w pewnej chwili pod wpływem impulsu odwróciła się przez ramię w stronę wejścia, jakby wyczuwała na sobie czyjeś spojrzenie. I nie myliła się.

Kilka metrów od niej, w samych drzwiach stał Draco, ubrany w czarny elegancki garnitur. Jego srebrzyste oczy uważnie ją obserwowały. Nigdy wcześniej tak na nią nie patrzył, w każdym razie nie wtedy, gdy wokół nich był taki tłum ludzi. Patrzył tak na nią zawsze wtedy, gdy byli sami. Na jej policzki wypłynął delikatny rumieniec, jej serce zaczęło bić szybciej. Jednak trwało to zaledwie sekundy. Ślizgon przeniósł spojrzenie na Astorię stojącą u jego boku i objął ją w pasie. Dziewczyna wyglądała wręcz zachwycająco w czarnej sukni wyszywanej zielonymi listkami. Była długa, sięgała ziemi ale całkowicie odkrywała jej ramiona i smukłą, łabędzią szyję. Hermiona musiała przyznać, że Astoria była piękna. Oboje weszli do Wielkiej Sali i nie było nikogo kto by na nich chociaż nie zerknął. Tworzyli piękną parę. Odwróciła od nich spojrzenie i zacisnęła lekko dłonie w pięści. Chciałaby być lepszą aktorką, przynajmniej umiałaby udawać obojętną na ten widok. Nie wiedziała jak długo jeszcze będzie w stanie ciągnąć ten romans.

-Hermiona!

Usłyszała głos Harry'ego. Spojrzała na niego i przybrała na twarz sztuczny uśmiech. Ciemnowłosy podszedł do niej trzymając za rękę Lunę. Krukonka wyglądała ślicznie w granatowej sukience ozdobionej różowymi kwiatkami. Jej złociste włosy były rozpuszczone, najprostsza fryzura z możliwych. Jedyną ozdobą była czerwona róża tuż nad jej uchem.

-Cześć, miło was widzieć. Jak się bawicie? –Zapytała siląc się na wesoły ton.

Harry może i dał się nabrać, ale nie Luna. Jej błękitne oczy wyraźnie mówiły, że wiedziała o jej bólu. Była zbyt spostrzegawcza, wbrew pozorom. Jedynie wyglądała na wiecznie sięgającą głową chmur gubiącą kontakt ze światem realnym

-Świetnie. Zaraz zaczną grać normalną muzykę to będzie jeszcze fajniej. Widziałaś gdzieś Rona? Poszedł gdzieś z Lavender i przepadli. Mieli przyjść za chwilę.

Pokręciła przecząco głową.

-Nie, nie widziałam ich. Sama dopiero co przyszłam.

Nagle muzyka ucichła. Dumbledore wyraźnie zamierzał wygłosić przemowę otwierającą oficjalnie bal Bożonarodzeniowy.

-Witajcie moi drodzy! Jak co roku spotykamy się na tym balu. W tym roku jednak jest nas mniej niż poprzednio… Widzę na wielu twarzach tu zebranych smutek. Ale pamiętajcie moi drodzy. Nasi przyjaciele, członkowie rodziny zginęli po to abyśmy my mogli żyć. Nie żałujcie umarłych. Bierzcie życie w garść i bądźcie szczęśliwi. Inaczej ich ofiara pójdzie na marne. A tego byśmy nie chcieli.

Przesunął spojrzeniem po uczniach ubranych w eleganckie stroje. Jego oczy zatrzymały się na młodym Malfoy'u.

-Oddaję głos panu Malfoyowi. Chciał coś ogłosić zanim zaczniemy się bawić.

Hermiona wstrzymała oddech przeczuwając najgorsze. Nie była na to gotowa. Ale właściwie to nic by ją na to nie przygotowało. Nie spuszczała z Draco spojrzenia gdy ten wyciągnął z kieszeni małe aksamitne pudełeczko i otworzył je jednocześnie klękając przed Astorią. Ślizgonka otworzyła szeroko swoje piękne, ciemne oczy patrząc z zachwytem na diamentowy pierścionek ozdobiony dodatkowo szmaragdami. Na jej twarzy widać było szczęście. Naprawdę była zakochana w Malfoyu, Hermiona nie mogła tego nie zauważyć.

-Wiem, że krótko się spotykamy… Ale jestem pewny jednego, chcę spędzić przy tobie resztę swojego życia. Czy zrobisz mi ten zaszczyt, Astorio i wyjdziesz za mnie?

Malfoy kłamał jak z nut jednak nikt oprócz niej i może Zabiniego, jego najlepszego przyjaciela tego nie zauważył. Nawet lekko się uśmiechnął, a robił to niezmiernie rzadko. Zmyliło to niemal wszystkich.

Hermiona nic nie czuła. Kompletnie odcięła się od uczuć.

Patrzyła na tą scenę jak otępiała. Wiedziała, że go straci, że była tylko na chwilę… Była w końcu kochanką. Jednak do tej pory Astoria była jedynie dziewczyną Malfoya. Teraz to było znacznie poważniejsze. Była jego narzeczoną. Zapewne po skończeniu szkoły, za sześć miesięcy, jeśli nie prędzej, zostanie jego żoną. Hermiona musiała zadać sobie jedno, ważne pytanie.

Czy nadal potrafiłaby ciągnąć ten romans?

Z zamyślenia wyrwał ją cichy krzyk Astori i jej śmiech.

-Tak! –Zawołała radośnie, Draco wstał i złożył na jej ustach długi, namiętny pocałunek.

To było dla Hermiony za wiele. Zacisnęła mocno dłonie w pięści aby utrzymać maskę obojętności na twarzy. Paznokciami przebiła skórę na swoich dłoniach aż do krwi. Fizyczny ból stłumił nieco ten psychiczny, silniejszy. Miała wrażenie jakby po raz kolejny oberwała klątwą cruciatus.

Cała sala zaczęła klaskać, kilkoro młodszych chłopców pogwizdywało.

-Hermi? Nic ci nie jest? –Usłyszała obok siebie zaniepokojony głos Ginny.

Hermiona uśmiechnęła się sztucznie i spojrzała na nią.

-Oczywiście, że tak. –Powiedziała jak gdyby nigdy nic i wskazała głową na Draco idącego ze swoją dziewczyną... Teraz już narzeczoną na parkiet aby rozpocząć tańce.

-Fretka się żeni. To chyba jakiś cud, że ktoś go chce, nie? Nie wiem jak ona wytrzyma z tym tlenionym głupkiem.

Brunetka zaśmiała się wesoło, trochę ponuro. Ginny obserwowała uważnie przyjaciółkę jeszcze chwilę ale potem jej twarz także ozdobił szeroki uśmiech.

-Prawda? Sama w to nie wierzę. Ale wiesz, pewnie zmusili ją do tego. Która o zdrowym umyśle by go zechciała? –Zachichotała i rozejrzała się po Wielkiej Sali.

Najwyraźniej nie jestem zdrowa psychicznie… Pomyślała ponuro panna Granger. Być może to wojna tak ją zmieniła. Albo miłość? W końcu jeszcze rok temu walczyła ze Śmierciożercami, rzucała się w wir walki. Do diaska! Nawet niszczyła z Harrym i Ronem śmiertelne niebezpieczne Horkruksy! Według Hogwardzkich profesorów była najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw.

Jednak mimo to nawet ona była bezsilna wobec siły miłości i zupełnie przepadła tracąc zdrowe zmysły, przynajmniej według Ginny. Jak dobrze, że nie wiedziała o tych spotkaniach Hermiony z Malfoyem.

-O! Widzę Rona z Lav. Powiem mu, że Harry go szukał.

Hermiona od razu zauważyła okazję aby pozbyć się spostrzegawczej rudowłosej. Nie była w stanie dłużej udawać rozbawienia ani, że wszystko było w porządku. Bo nie było.

-To leć do niego. Ja pójdę coś przekąsić. –Zaproponowała pospiesznie jak gdyby nigdy nic i udała, że rozgląda się za szwedzkim stołem.

Ginny nie wyczuła podstępu i pokiwała głową.

-Jasne. Smacznego. Potem do ciebie dołączymy… Znasz Rona, on wiecznie jest głodny. –Mówiąc to przewróciła oczami i odeszła w stronę swojego brata i jego dziewczyny.

Dosyć szybko Hermiona straciła ją z oczu. Udała się szybko do wyjścia starając się nie zwracać na siebie uwagi. Wyszła z Wielkiej Sali i udała się w stronę wyjścia. Jak tylko zniknęła za zakrętem i nikt już jej nie widział, rzecz jasna oprócz duchów i obrazów, zaczęła biec w stronę wyjścia z zamku. Stukot jej obcasów tworzyły echo w pustych korytarzach. Czuła jak pieką ją oczy. Z każdym krokiem oddalała się od Draco. Gorąca spłynęła po jej bladym policzku, a zaraz potem następna. Nie zwalniając ani na chwilę wybiegła z zamku. Zahaczyła obcasem o kamyk na ścieżce biegnącej w stronę błoni i się przewróciła. Upadła na ziemię z cichym szlochem. Nie zwróciła uwagi na to, że na dworze było zimno, temperatura oscylowała w granicach 0 stopni, a ona miała na sobie zaledwie cienką suknię. Teraz dodatkowo całą w śniegu. Zdjęła szpilki i rzuciła je na bok. Wstała z ziemi i na bosaka pobiegła w stronę zlodowaciałego jeziora. Dopiero wtedy przystanęła i patrzyła na grubą taflę lody ciągnącą się przed nią. Nie czuła zimna, nawet wtedy gdy zaczęła cała się trząść z chłodu obejmującego jej ciało. Zwyczajnie płakała obejmując się ramionami i kuląc się z wewnętrznego bólu.

W takim stanie znalazł ją Blaise. Jako jedyny musiał zauważyć jak Hermiona pospiesznie wyszła. Podszedł do niej i narzucił na jej ramiona swój czarny, wełniany płaszcz po czym ją objął.

-No już, cicho. To nie jest tego warte, Gryfoneczko. Walczyłaś z samym Czarnym Panem . Teraz poddajesz się jakiemuś Ślizgonowi?

Miała zamiar udawać, że nie wie o czym mówił ale to nie miałoby sensu. Żadne z nich, ani ona ani Malfoy nie powiedzieli Zabiniemu o ich sekrecie, a mimo to sam odkrył prawdę. Był zbyt uważny aby go zwodzić.

-Nie mów mu o tym, dobrze? –Wyszeptałam drżącym głosem. –Nie chcę aby wiedział, że przez niego płakałam.

-Dalej chcesz się z nim spotykać? –Zapytał patrząc na nią i zaczął prowadzić ją wolno w stronę zamku.

Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo było jej zimno. Nie czuła palców u stóp, a każdy krok sprawiał jej ból.

Hermiona uniosła głowę i spojrzała na niego czując zupełną pustkę w głowie.

-Nie wiem. –Szepnęła i kichnęła.

Jak nic zachoruje. Już teraz czuła tego oznaki. Zbierało jej się na kaszel. Jednak wiedziała, że w Skrzydle Szpitalnym pani Pomfrey szybko ją wyleczy.

Szkoda, że nie było żadnego eliksiru na złamane serce.

3 komentarze:

  1. Tu Rosalinda Malfoy. Rozdział naprawdę smutny. Dlaczego tylko Blaise zauważył co się dzieje z Hermioną? Na, ale niestety nie ma eliksiru na złamane serce. Myślę, że Miona nie zgodzi się być kochanką Dracona ona jest zbyt honorowa. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie płaczę! Oczy mi się pocą! Naprawdę smutny rozdział. Blaise jest kochany. Uwielbiam go z każdym Dramione coraz bardziej <3

    OdpowiedzUsuń