środa, 28 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 16



Długo siedziała na łóżku i płakała, ponownie wróciły do niej wszystkie wspomnienia z czasów wojny. Ten ból, gdy była torturowana. Cierpienie i żal spowodowane jej bezsilnością, gdy chciała komuś pomóc. Jak tamtemu chłopcu. Albo Mathiasowi. Czy to Draco zamordował z zimną krwią któregoś z nich? Czy on także zabijał? A jeśli tak, to czy robił to w tak okrutny sposób?

Miała świadomość tego, że był Śmierciożercą głównie dlatego, że Voldemort chciał ukarać jego rodziców i nakazał im namówienie go, żeby stał się jednym z nich. Miał wtedy tylko 16 lat, gdy dostał mroczny znak. O to nie mogła go oskarżać, był w końcu tylko chłopcem. Ale potem.... W czasie wojny to było co innego. Jeśli zabijał, nie wiedziała, czy kiedykolwiek byłaby w stanie przejść z tym do porządku dziennego. Nie umiałaby mu wybaczyć. Chyba nie. Za każdym razem gdy wypowiadała w myślach imię Malfoya przed jej oczami pojawiał się Mathias, jako marionetka z koszmarów, z jego własnymi wnętrznościami zamiast sznurków.

Hermiona poczuła mdłości. Zerwała się z łóżka, a potem pobiegła do łazienki. Ledwie zdołała pochylić się nad sedesem, gdy zaczęła wymiotować. Zwróciła całe śniadanie, właściwie śniadanio-kolację, w pewnym sensie. Jadła ostatni posiłek przed snem, przed 11 rano. Nie wiedziała ile godzin spała, ale była pewna, że nie da rady już zasnąć.

Gdy zwróciła wszystko, nadal męczyły ją torsje, chociaż nie miała już czego zwracać. Siedziała na chłodnej posadzce i płakała. Jej blizna z napisem "Szlama" zaczęła ją piec, instynktownie zaczęła ją drapać, chociaż wiedziała, że nie zniknie. Nigdy nie zblaknie. Zawsze będzie na jej skórze, do końca jej życia będzie przypominać jej o tym, co przeżyła. Co widziała. Co przeszła.

Po dłuższym czasie wzięła się w garść. Naprawdę rzadko pozwalała sobie na takie chwile słabości jak przed chwilą. To nie miało sensu, popadanie w rozpacz z powodu rozdrapywania starych ran. Nic nie zmieni przeszłości. Musiała z nią żyć. Żyć ze świadomością, że jej były kochanek prawdopodobnie zamordował z zimną krwią niewinnych mugoli i czarodziei. Być może nawet to on torturował Mathiasa albo tamtego chłopca.

Wstała z podłogi i podeszła do zlewu. Dwa razy dokładnie wyszorowała zęby, a potem wzięła chłodny, prawie zimny prysznic, żeby się dobudzić i na dobre wyrwać z koszmaru. Po wyjściu z kabiny owinęła ciało ręcznikiem i poszła do sypialni. Spojrzała na zegarek na szafce nocnej, było po 16. Niewiele spała, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Nie chciała ponownie śnić koszmaru, a tak pewnie skończyłaby się próba spania, bardzo często tak było.

Do przyjścia Maxa miała jeszcze parę godzin. Czarodziej kończył dyżur o 18, przypuszczała więc, że będzie u niej koło 18:30. Miała zdecydowanie za dużo wolnego czasu, nie znosiła tego stanu. Ubrała się w wygodny dres i usiadła na łóżku z grubą księgą "Magiczne zioła przez wieki". Zatopiła się w lekturze na dobre kilka godzin, a podczas zagłębienia się w coraz to trudniejszych zaklęciach używanych przy obróbce ziół zapomniała zupełnie o swoim koszmarze. Zniknęło napięcie mięśni, blizna przestała piec, a ona uspokoiła się. Zupełnie straciła poczuci czasu, tak samo jak przed laty w Hogwarcie.

Dopiero burczenie w żołądku uświadomiło jej, że wypadałoby coś zjeść. Ostatni posiłek w końcu zwróciła. Odłożyła księgę na szafkę i zamarła widząc zszokowana, że była już 18:15. Z jednej strony cieszyła się, że czas minął jej tak szybko, a z drugiej strony miała naprawdę niewiele czasu, żeby się wyszykować.


Zerwała się z łóżka i za pomocą kilku prostych zaklęć zrobiła makijaż, co było dla niej czymś nietypowym. Hermiona nie malowała się na co dzień, nawet do pracy. Zrobiła także wysokiego kucyka ujarzmiając tym samym swoje niesforne loki. Wyciągnęła z szafy czarną sukienkę na długi rękaw, ale za do do połowy ud i z całkiem sporym dekoltem. Rękawy zakrywały jej bliznę, na czym jej najbardziej zależało. Nie lubiła odsłaniać przedramienia. Sukienka była obcisła i ciasno przylegała do jej ciała podkreślając jej kształty. Ubrała pończochy, sukienkę, a potem jeszcze buty na małym obcasie, wolała nie ryzykować ze szpilkami. Nie chciała się połamać. Przeszła przez pokój, żeby dojść do kuferka w którym trzymała biżuterię i kilka razy się zachwiała. Od lat nie nosiła szpilek. Nie miała po prostu okazji. Dodatkowo czuła dziwne napięcie wewnątrz siebie, oczekiwanie i ekscytację. Cieszyła się na kolację z Maxem, a przynajmniej większa część jej była zadowolona z nadchodzącej kolacji. Miała szansę wyrwać się ze szpon przeszłości oraz samotności. Spojrzała na siebie w lustrze, wyprostowała się, a potem zaklęciem przywołała do siebie ulubione kolczyki oraz pasujący do nich naszyjnik. Ubrała biżuterię i uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Przeszła się po pokoju kilka razy, a każdy kolejny krok był pewniejszy. Po chwili przestała się tak chwiać, przypomniała sobie odpowiednią postawę.

Ostatni raz była tak wystrojona wiele lat temu, podczas jednego ze spotkań z Draco, gdy nadal mieli romans.

-Dlaczego muszę ciągle o nim myśleć? -Mruknęła pod nosem i przymknęła na chwilę oczy.

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Max.

Nie odłożyła na bok różdżki. Stare nawyki z czasów wojny nie przeszły jej, nadal nie otwierała drzwi nieuzbrojona, chociaż magię bezróżdżkową miała opanowaną na całkiem przyzwoitym poziomie. Po prostu tak czuła się pewniej.

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Jednak w progu zamiast Maximiliana ujrzała Malfoya. Szare oczy jasnowłosego mężczyzny otworzyły się szerzej, kiedy zlustrował ją spojrzeniem. Żadne z nich nie wiedziało które było bardziej zaskoczone. Ona, ponieważ zupełnie się go nie spodziewała czy on, ponieważ zamurowało go, kiedy ujrzał ją w takim wydaniu. Draco nie był ślepy. Wiedział, że Hermiona nie była najpiękniejszą czarownicą jaką kiedykolwiek widział, nie oszukujmy się, ale dla niego tak właśnie było. Szczególnie, kiedy była tak ubrana. Zżerała go paląca zazdrość i wściekłość, ponieważ wiedział, że to nie dla niego tak się ubrała. Od dawna już tak nie było.

-Salazarze.... Co ty masz na sobie? I odłóż tę cholerną różdżkę. -Wyrwało mu się zanim pomyślał, co było dla niego nie do poznania.

On zawsze nad sobą panował. Zawsze. Poza tym od dawna nie mówili do siebie po nazwisku, a co dopiero po imieniu. Hermiona odłożyła drżącą dłonią różdżkę na szafkę. Nawet nie zorientowała się, że celowała nią w Malfoya, dopóki nie zwrócił jej uwagi. Była w szoku. Nie odzywał się do niej dwa tygodnie, a teraz tak nagle pojawił się bez zapowiedzi.

-Panie Malfoy....-Zaczęła Hermiona cichym tonem, kiedy odzyskała mowę, co zajęło jej sporą ilość czasu.

Nie dane jej jednak było dokończyć. Po drugiej stronie korytarza drzwi windy się rozchyliły i wyszedł z niej Max. Na widok Malfoya w towarzystwie Hermiony zamarł i stanął jak wryty.

__________________________________

I kolejny rozdział. Jak wrażenia? ;)

3 komentarze:

  1. Jak można było skończyć w takim momencie? :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aa �� No nieźle, pisz szybko bo ciekawa jestem co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej :)
    Kiedy dodasz kolejny rozdział?

    W wolnej chwili zapraszam do siebie - http://myybestenemy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń